Architektura ma w sobie wiele z natury. I to jest jakaś taka
moc przy której człowiek czuje się mały.
Takie rzeczy trzeba poczuć dotknąć i zbadać. Bo coś co jest trwałe, wielkie ,
mocne i wieczne jest i cenne. Więc gdy się wchodzi w świat tak niezwykły bo
zdaje się niezniszczalny- łatwo stracić głos i głowę. Przy okazji można
zwiedzić kamienno drewniane zakamarki schronisk w trzech najpiękniejszych
dolinach Polski, pospać na brudnej i twardej skrzypiącej podłodze, opychać się
bez wyrzutów sumienia paskudnym jedzeniem w proszku pogryzając w przerwach czekoladę, spać na śniegu w pełnym słońcu i zachwycić tak zupełnie
zwyczajnie
Dolina Chochołowska była zasypana, obsypana fioletem
kwitnących krokusów o wątłych delikatnych listkach i twardych zielonych
łodyżkach. Ludzie pokładali się obok nich i fotografowali w pozycjach różnych i
chuchali na blady fiolet, a ich zmęczone kielichy pod koniec dnia wyglądały jak
delikatna bielizna wyciągnięta z pralki. Wymięte i zmęczone płatki opadały pod
różnych kątem. Sztywne i takie dotąd proste łodygi gięły się jak sosny na
słońcu, a żółciutki pyłek pręcików sypał się wokół nie powstrzymanie.
Wdrapałyśmy się na Grzesia, oblodzonego i zaśnieżonego z którego pierwszy raz na własne oczy zobaczyłam góry.
Schronisko zdawało się niewielkie, ale okazało się być
czteropiętrowym kolosem, labiryntem drzwi i korytarzy sprytnie schowanymi za
frontową elewacją i wciśniętymi w las i zbocze. Taka przestrzeń zdawała się
ciepła i przytulna, w nocy zaś okazała się niemal mroźna i trzęsłyśmy się w
swoich śpiworach, na sosnowej podłodze.
Przed wielkimi drzwiami wejściowymi mały taras z
widokiem na dolinę. Z wygodnym murkiem na którym można się było położyć by
oglądać bezdenną otchłań nieba i mrugające jak szalone kule dyskotekowe
gwiazdy. Wieczór pachniał śniegiem, nagrzaną słońcem wilgocią i ciemnością
pełznącą z gór. Wyczuwało się dreszcz nieuniknionej nocy i i lepkość strachu
który biegł na myśl o tym ciemnym,
przerażający i nieznanym królestwie wilków i niedźwiedzi. Świecie dla ślepców-
tak sensualnym i czarnym.
A z pośród drzew, chropowatej kory, plątaniny gałęzi nawoływała do dziupli sowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co myślisz.