czwartek, 28 czerwca 2012

Wakacje tuż

Jutro ostatni egzamin.
Więc kilka postanowień wakacyjnych należy poczynić.
1. Dotykam badam oglądam rysuje
2. Dwie do trzech książek tygodniowo czytam
3. Chudnę w oczach
4.Dobrze się bawię i nie siedzę w domu
5.Szukam pracy
6.Zdaję prawo jazdy
7. Oszczędzam
Ładna siódemka. Jeśli czegoś mi zbrakło dopiszę. To naprawdę trzeba było na piśmie bo inaczej nic by nie było. O punkt 1 czy 2 to bym się akurat nie martwiła ale o resztę...
Bo a punkt pierwszy to mnie świerzbią poważnie paluszki. Bo co ja robię... Będę plenerować.
Teoretycznie praktyki malarskie mam dwie. W pierwszy tygodniu lipca pierwsza, a druga pod koniec lipca 22. Jadę do Chełmna malować. Będziemy mieszkać nad jeziorem, do centrum miasteczka pod górę, ale wokół 60 studentów architektury z całej Polski + Lwowska. Wszyscy w jednym miejscu i w jednym celu. Będę się chwaliła co ja tam robię. Tym czasem muszę wrócić do płaskiego zbieżnego układu sił. Zastanowić się czy belka jest ściskana czy rozciągana i nie panikować.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Goodbye my love.


Dziś mam humor idealny do gwałcenia, podpalani i zabijania- leniwy, chłodny i zabójczy nastrój. Taki którym obdarza się najgorszego wroga i raczy jak zatrutymi cukierkami. Do tego delikatna mgiełka melancholii i już jestem ja dzisiaj.  Ale to tak tylko przy okazji.

Stała się jednak dla Krakowa rzecz przykra.  Chociaż to względne dla kogo przykra… Bo może właśnie dzięki temu będzie chwila spokoju, na tych brukowanych ulicach, biedny Adam nie będzie gorszony obscenicznymi scenami wieczoru, gołębie odrobinę schudną( bo są już tak grube że nawet ciężko im latać i często zdychają spadając gwałtownie z nieba czemu winny jest na pewno cholesterol tamujący ich małe żyłki), odetchną podszczypywane kelnerki, a pobliskie browary  zwolnią odrobinę i zmienią system zmianowy, a dziwki z Kleparza przestaną być jak brytyjska autostrada.
ANGLICY WRACAJĄ DO DOMU.

Smuuutno.
Wczoraj dane mi było rzecz całą- czyli przegraną oglądać na wielkim telebimie na błoniach. Kulturalnie piknikowaliśmy z Michałem przed ekranem i śmialiśmy się z anglików wokół. Chociaż Kajka jest stanowczo fanem anglików i kazał sobie na policzku wymalować czerwony krzyż na białym tle. Strefa kibica w Krakowie jest jednak słabo zorganizowana. Funkcjonują w niej te potworne talony, które wcześniej trzeba wykupić w kasie. Jest to bzdeta, która rzekomo ma uchronić turystów przed kradzieżą, ale by talony dostać trzeba za nie zapłacić gotówką, a tą trzeba mieć de facto przy sobie. Więc tak czy inaczej można stać się łupem. Ponadto talony są po 1 zł. Więc gdy chcieliśmy coś zjeść dostaliśmy 24 karteczki- nadmiar, każde o nominale 1 zł.  Gdy jednak cała rodzina chce coś zjeść i przepuścić całą stówę- pojawia się poważny problem trudny do rozwiązania. A kolejka rośnie w nieskończoność.
A Anglicy jak to Anglicy, nie wiele mają w sobie z dżentelmenów ubiegłego wieku, angielki niewiele z dystyngowanych dam poprzedniej epoki. I tak sobie siedzieliśmy na mokrej trawie wśród brytyjskiego akcentu i już przy karnych się niemal pospałam. I nawet będzie mi tych anglików brakować. Bo jak się zamknie oczy i się na nich nie patrzy to sam akcent jest jak dreszcz. I Rooneya mi też szkoda. I pięknych żon piłkarzy tym bardziej- chociaż w Krakowie się podobno nudzą… Ale natura nie znosi próżni i dość szybko miejsc Anglików w hotelu Starym zajmą Japończycy, Francuzi, Niemcy.

Po użalałam się więc chwilkę.  Idę płakać nad geometrią i straconą na rzecz Francji przyjaciółką.

czwartek, 21 czerwca 2012

Krakowska Chorwacja






Oto moje odkrycie dzisiejsze. Zatopiony Kamieniołom- Zakrzówek. Lazurowa szybko nagrzewająca się woda, małe kamieniste plaże i słońce.  Tylko trzeba znaleźć gdzieś ukryte wejście wśród krzaków. Bramki są zamknięte i wysmarowane smarem by zniechęcić plażowiczów. Zakrzówek jest jednak pełen ludzi, skaczą ze skarp na główkę, grillują  i grzeją się w słońcu.
Jak dotrzeć?
Tramwaj 18 do Ruczaju.

niedziela, 17 czerwca 2012

Wakacje, łuki i inne mądrości.

Nie powiem, marzą mi się wakacje.
Właśnie spaliłam jedną  ośmiu ściereczek w moim mieszkaniu, przecierpiałam smutny dla nas finał Euro i zakopałam się w książkach jak w okopach. A a oknem słońce, niebo jest włosko- błękitne i nagrzewa mi balkon na który ja nie mogę wyjść. Wywieszam więc chwilowo białą flagę, gdy wokół same przykrości. Na tenże własnie jasny balkon wczoraj spadło jak kometa pisklę gołębia. I czułam się jak w Hitchcocku, gdy smutnie zdechło na moich płytkach. Błonia o 22.35 były jak biało-czerwony grobowiec, może właśnie adekwatnie pod Kopcem Kościuszki- symboliczną jego mogiłą. A do tego włącza mi się trochę Rzym ( a propos architektury preromańskiej) i Paryż (przyokazji gotyku), i wieś dziadka (bez okazji), więc aktualnie bym sobie uciekła.  Tym bardziej, że isoubisou już ucieka 24 czerwca i ja bym ją gdzieś chciała dogonić.

Kraków zaś stał się tyglem narodowości gotującym się na tym słońcu i bulgocącym w skwarze. W mieszkaniu na przeciwko drze się jakaś turystyczna para- włoska. Mojej amerykańskiej sąsidki nie ma- pewnie i ona uciekła za miasto, a Krakusów jeszcze mniej.  Też się pochowali.
Mnie więc został balkon na którym grzeje białe jak dół po wapnie nogi z głową w mieszkaniu, a właściwie z głową pod Santa Maria di Maggiore lub w chłodnej katedrze Sant Denis.

I marzę by stać się czekoladką nad morzem Śródziemnym. Z tej okazji i na cześć zwycięskich greków (sic!) wpadłam na pomysł gotowania Tzatzików. Bo jak się trzeba uczyć to człowiek momentalnie głodnieje.

Małe odkrycie architektoniczne a propos katedry w sant Denis albo Notre Dame de Paris. Rok temu we wrześniu zanim jeszcze zaczęłam studJować (bo ja nie studiuję jak trzeba) Izabella pod na Ile de France zapytała mnie o co chodzi  tymi dostawionymi do boków katedry łukami.


A nie byłam jeszcze tak mądra by jej dokładnie wyjaśnić o co chodzi powiedziałam zdawkowo, że przenoszą obciążenia.
Wyedukowana aktualnie ja, mogę teraz lepiej na to odpowiedzieć. I sama jestem zachwycona jakie to wspaniałe. 
Im wyższe stawały się katedry- spełniając tym samym założenia gotyckiej architektury tym większy problem się pojawiał czysto konstrukcyjny. Budowla miała być lekka, piękna, strzelista, doświetlona i zabierająca dech w piersiach. Ale cienkie ściany w dodatku możliwie jak najbardziej zapełnione wielobarwnymi witrażami nie były w stanie unieść pięknych sklepień krzyżowo żebrowych i dachu. Pomiędzy więc oknami starano się  ściany maksymalnie wzmocnić poprez dostawianie do nich dość prostych konstrukcji takich jak na bazylice Dominikańskiej Świętej Trójcy w Krakowie. 
Gotyk jednak dojrzewał, a budowniczowie rządni sławy i poklasku rozciągali swoje sklepienia coraz wyżej.

Wraz  dojrzewającym gotykiem zmieniła się też wyraźnie ornamentyka. Nie tylko zachwycało wnętrze ale i zewnętrze. Dlatego te te nieszczęsne łuki- czyli przypory stały się małymi dziełami sztuki. Ażurowe i delikatne przestały być tylko szpetnym elementem konstrukcji ale „skrzydłami motyla”. Tylko dzięki którym te wszystkie witraże mogą nas tak mamić barwami. Z czasem łuki przyporowe rozbudowywały się coraz bardziej bo i katedry rosły wzwyż. Z 36 metrów pięły się do 42,5 (Katedra Saint Denis) i 46 metrów (Katedra Notre Dame de Paris). Niestety  ambicja ich przerastała  co doprowadzało do katastrof budowlanych. Udoskonalone zachwycają jednak do dziś- podrasowane, podkańczane stoją. Te rozbudowane konstrukcje odciążają przeszklone ściany i przenoszą obciążenia w dół ku ziemi. O! Czułam się pod nimi maleńka. Aż przejrzałam sobie z radości i miłości do łuków przyporowych zdjęcia  Paris i płynę.
Katedra w Saint Denis ( Nie ma tu ścianki która mogła by dźwigać sklepienie!)


Takie to sprytne i Łądne że nie mogłam się  wami tym nie podzielić!  Wracam do okopów.

środa, 13 czerwca 2012

Biało czerwony Inżynier Kużda

Biało czerwone szaleństwo ogarnęło moją kochaną Warszawę i rudą głowę mojej mamy. Kupiła mi biało czerwone hawajskie kwiaty, farby i mini wuwuzele o przenikliwym dźwięku  przypominającym tylko krzyk słonia.  Z racji tego musiałam wrócić do domu. Kochany pan dziekan uważał, że najlepiej nie dawać nam wolnego piątku. Dopiero od godziny 16 można nam dać spokój. Jaki sens? Może żeby biedni krakowscy studenci zakosztowali meczu z telewizji, a może od tak dla kaprysu- żeby nie dać i dać z czystej złośliwości. Gdybym jeszcze wiedziała kto przyznaje godziny dziekańskie to bym się chociaż poskarżyła. Lekceważąco podeszłam do obowiązków studenta i w piątek byłam w domu.
Ale jak zwykle roztkliwiam się nad tematami obocznymi.
Ja też byłam biało czerwona w strefie kibica pod pałacem kultury. Trochę mokra, bo urwała się chmura i trochę rozmazana i potargana i niezwykle podekscytowana.
Piłka jak piłka- jest jedna, bramki są dwie. Piłkarzy 11. (Raz dwa trzy... liczę na paluszkach- TAK STANOWCZO 11 stu). Ale wszechobecna atmosfera do niczego jest nie podobna. Nie mamy wojny i dopiero jak gramy w nogę odzywa się w nas uśpiony patriotyzm. Pewnie, że sprawa przegrana, ale ile radości. Od 3 latków po moją 91 letnią prababcie- wszyscy oglądają. Aż dziwne. A na ulicach ni to dres code, ni nowa moda... Nawet ludzie idący do pracy i siedzący w domu narodowi po same uszy.
Więc i ja w biało czerwonej sukience. Ruch w centrum jak na marszałkowskiej- z tym że pieszy.  I aż ciepło z tej radości ogólnej- że gramy!



Ktoś wylewa nade mną piwo, ktoś trąca, przeciskają się wokół ludzie. Jakiś młody Niemiec przebrany za bawarkę- a la Heidi pasąca krowy z napisem I love POLAND. Dalej kurwiący co drugie słowo chłopcy. Ludzie brzydcy i ładni. chudzi i grubi, żółci, czarni i kremowi- wszelcy, a na deser biało czerwoność jak morze. Bardzo noc miła nad Wisłą w blasku Stadionu Narodowego ,spanie za krótkie, włosy opalone, flagi z twarzy nie domyte.



Ale z rzeczy praktycznych ten weekend oprócz biało czerwonego szału był wyjątkowo pracowity. Bo nauczyłam się konstruować dach. Ja wiem- to czarna magia. Ale nawet mi się udało. To znaczy od czego ma się pod wykonawców- mój kochany tata. Ja architekt dyrygowałam cieciem patyczków do kleszczy podwalin krokwi, słupów i mieczy.  Z modelami na budownictwo jest tak, że zawsze strasznie się na-wyklinam, nabrudzę, pozacinam i napłaczę.  Cechuje mnie też pewien pośpiech, a tu trzeba czekać aż biały klej stolarski po 30 minutach stanie się  przezroczysty. Ale nie ukrywam dobrze się bawię. Po za tym duma w oczach mojego taty i pieszczotliwe przezwisko Inżynierze zwraca ból pociętych paluszków. Po za tym to dopiero własnoręczna konstrukcja pozwala zrozumieć jak to na prawdę działa. Ja wiem, że może to nie dla wszystkich ciekawe. Ale jak się w to wgryźć to trudno nie być pełnym podziwu dla tego jak to jest wszystko mądrze wymyślone. A przy okazji klejenia wyszło też, że mój pradziadek od strony babci był cieślą- poniekąd kontynuuję tradycje rodzinne. No cóż- więc się pochwalę jak to wygląda.
Jest to dach płatwiowo-kleszczowy. Kleszczy na tych zdjęciach jeszcze nie ma.  Słupów też nie. Ale są krokwie i murłaty (BRAWA). Idę oddać się w ramiona geometrii wykreślnej!

sobota, 2 czerwca 2012

Gdzie spotkać angielskich piłkarzy?

Takie tam sobie miewam gorsze dni. Duuużo rzeczy  się skumulowało i było mi trochę przykro, bo świat wcale nie stanął w miejscu, gdy ja stanęłam. Tramwaje dzwoniły tak samo jak zawsze tym swoim wbijającym się w mózg przeciągłym dźwiękiem, w nich tłoczyli się jak zwykle ludzie. Starsze pani plotkowały w tych niebieskich tramwajach niezmiennie. Kleparz pachniał truskawkami, a po Plantach chodziły pary za rączkę, robiły bawole oczy i całowały się na ławkach. Gołębie wcale nie zwalniały lotu i tak samo chciwie, rzucały się na turystów z Obważankami.  I co z tego, że ja bardzo chciałam uciec. Że siedziałam na ławce koło fontanny w parku i nie wiedziałam w którą stronę się ruszyć by zgubić przygnębienie i strach, że sobie nie poradzę. Dwa batoniki które wpychałam sobie w usta, błękitny dym który wyrzucałam w powietrze i gadanie do siebie w nadziei, że to pomoże zawodziły. Ani przytulenie Magdy, ani jęczenie Klaudusi, ani pełen współczucia wzrok Aneczki. No nic. Ale jak to mówią 

I'm back! Zwarta i gotowa na kratownice, wektory i razy, na francuski budownictwo i dachy, na klauzurę rysunkową i ochrzan z projektowania. Jestem gotowa.

Paradoksalnie humor poprawiła mi Nelly! Nelly Rokita biega sobie po Krakowie. W tym tygodniu widziałam ją dwa razy. I za każdym razem się ubawiłam, gdy w białych koronkowych rękawiczkach, białym kapeluszu i białych obcisłych sporniach w kancik (nie to się nie wyklucza!), kupowała marchewkę na Kleparzu. Ja wiem, że to podłe tak śledzić wzrokiem celebrytów. Że może Nelly nie lubi jak się na nią patrzy, ale gdyby nie lubiła to ubierałaby się i zachowywała normalnie. Tymczasem wybrała najgorętszą pod względem ruchu godzinę i jeszcze wykłócała się przy straganie. Ubawiłam się setnie, kupując obok jędrne i rubinowo czerwone czereśnie.

Pobudzająco zadziałał też na mnie fakt iż reprezentacja anglii mieszka tuż obok. Hotel stary Szczepańska 5 proszę bardzo- służę informacją. Hotel Stary jest jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Krakowie mimo, że nie jest wielki,  nie ma szklanych drzwi i mieści się w kamienicy. Drzwi są wielki grube dębowe i całkiem gładkie. Widać na nich tylko drobne żyłki przekroju drzewa. Wraz ze swoją drużyną zjechali kibice. Anglików czuć na kilometr i nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Dźwięk brytyjskiego akcentu ma w sobie coś rozczulającego, męskie głosy wchodzą  niskie rejestry, by potem delikatnie zawinąć na końcu jakby pytaniem retorycznym dźwięku. Oli angielski się nie podoba i twierdzi że to bulgotanie. Może i racja, Ona lepiej odbiera wibrujące nie słyszalne dla mnie fale. Na ulicach więc zrobiło mi się angielsko. 
Ale dobrze że przyjechali! Bo tutaj mała rewelacja- wyremontowali sobie boisko na treningi. Stadion Hutnika na którym będą ćwiczyć został przez nich cudnie odnowiony i chwała im za to. Jeśli sami włożyli w to pieniądze i do tego jeszcze dbali o trawę...
A więc wszelkie koleżanki co by chciały zostać nową Victorią Beckham- ulica Szczepańska 5.
Dla BBC News Archistka Cracow Maseczjuset.

Ruda-Ola