Zaraz wyjeżdżam. Na pół roku. To wydaje się prawie być jak "na zawsze", "na wieki" takie to płytkie swą oszukańczą głębią. A tak się żegnam. A tak się przytulam. A tak się tym pieszczę. Chociaż dużych słów nie lubię. Bo miło jest cierpieć, że na razie szlaban na te widoki i kwiaty, na duszne od słońca i traw łąki wsi moich dziadków. Więc się cieszę. Leżę w tej sieli, zieleni wdycham zapach siana. Po prawej nodze chodzi mi mrówka, po lewej biedronka. Jakiś kłosek drapie mnie czule po czole . Szczekają we wsi psy, szepczą kłosy, terkoczą traktorki, jazgoczą w sadzie ptaki. I tak mi dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co myślisz.