Zapomniałam jak smakują poziomki. Ich zapach jest
uderzająco-uzależniający,
wchodzi w krew. I gdy na klęczkach w długiej
sukience zbierałam je w chaszczach na
nowym cmentarzu wygrzebując spomiędzy długich źdźbeł trawy czerwone wielkie jak
truskawki jagody to nie czułam się jak świętokradca, ale jak błogosławiona.
Miejsce w którym tak bluźnierczo oddaje się zmysłowemu obżarstwu było ogródkami
działkowymi, gdy jednak Tomaszowska nekropolia przestała wystarczać zachwaszczony
i już dawno opuszczony teren zaorano. Ziarna jednak nie giną i już od wielu
lat wśród wysokich na półtorej metra pokrzyw ( prawie moje wzrostu) grasuję ja.
Komary zjadają mnie żywcem, ale gdy odsłaniam kolejne liście, a spod nich
wyłaniają się owoce to nie mogę się powstrzymać
by nie zbierać dalej. Myślę sobie
co myślą sobie. Bo w końcu tu leży czyjaś babka, mąż, dziecko. A ja w chaszczach
siedzę. Ale niebo jest takie błękitne, komary tną tak zawzięcie, a poziomki są
takie słodkie, więc skubię dalej z wyrzutami sumienia. Gdyby się zastanowić głębiej
to ziemia cmentarna jest święcona, z tej ziemi wyrasta poziomka, to czysty dar
niebios i bilet do nieba (w pewnym
sensie). Egoistycznie dłubię dalej. Wystraszyłam bażanta, który z suchym
trzepotem skrzydeł uniósł się w górę. Też święte zwierze. I naszły mnie
rozterki religijno-moralne, powstałe pod wpływem słońca i przemęczenia zapewne.
Zaszła poprzedniego dnia następująca rozmowa:
-Tak, babciu?- mówię ja tonem niezainteresowanym.
-Bo widzisz jak byłam w Gierszwałdzie na pielgrzymce to tam
było takie cudowne drzewo. A kościół taki wielki był i piękny. I to miejsce
cudowne za szybką gdzie się Matka Boska pojawiła pastuszkom, a nasz Ojciec pobłogosławił.
No i tam w sklepiku kupiłam taki materiał – wzrok na kiepskiej jakości tkaninę
z wyszytą literą M- jak Maryja, byle jak zrobione- i ksiądz proboszcz mówił, że
jak się przyłoży do tego miejsca…
-To promieniuje?
-Nie mów tak, wierzący katolik to wierzy. Takie miejsce
cudowne gdzie tam się Matka Boska objawiła. To w portfelu trzeba nosić. I tak
mam dwa i myślałam że dam Tobie albo Mariuszowi.
-Daj Mańkowi on jest bardziej narażony.
A tu moja babcia jakby porzuciła wątpliwość komu się należy
święta szmatka.
-Nie, no Tobie Aguniu, jak wyjeżdżasz.
I wtedy się zastanowiłam- gdzie kończy się wiara, a gdzie zaczyna kupczenie? Gdzie jest bajka, a gdzie cud? Wątpliwości nie mam-Bóg jest, ale gdy
w dobrej wierze kochająca mnie kobieta wciskała mi zafoliowany cud to czułam
dotkliwy niesmak. Wstydziłam się za nią, za siebie, za kościół i nawet medalika
się wstydziłam na szyi. Czułam się tak jak, gdyby wmawiano mi że prezenty pod
choinką to przyniósł Mikołaj. I faktycznie Mikołaj istniał, i to prawda wszystko tylko bardzo
wypaczona i wykrzywiona, a prezent to niekoniecznie dzieło zmarłego biskupa. Łatwiej było mi sobie wmówić, że od cmentarnych poziomek
zostanę świętą niż to że, dostałam cudowną chusteczkę co się na chłonęła sanktuarium w Gierszwałdzie
i teraz chroni mnie przed wszystkim, a szczególnie chroni mnie od spadających samolotów, zatruć serem camembert, francuzów napastliwych, zepsutych win i olbrzymich meduz Lazurowego Wybrzeża. Jak
daleko sięgają magiczne mocy Gierszwałtu i czy to Politechnika nauczyła mnie
suchej pragmatyczności? Czy prawdziwa wiara to
wiara w święte drzewo Świętej Lipki, kamienie wypalonego Mejugorje i ciemne wejrzenie Czarnej Madonny? Gdzie mój
artystyczny mistycyzm? Czy to budownictwo nauczyło suchości rozumowania, do
tego stopnia , że nie uwierzę iż sama nieskończona moc Boga (lub jak inaczej go
zwą) cud sprawiła? W „Zwierciadle” przeczytałam wywiad z niejakim doktorem
Ebenem Alexandrem, który doświadczył śmierci i co dziwne przeżył. Relacje jego
z zaświatów sprawiły, że śmiałam się z niego szczerze, bo takiego kiczu w
niebie nie zniosę.
Fruwanie na skrzydłach motyla?- Nie, dziękuję.
Zmysłowym jestem
konsumentem religii , ale tylko w dobrym tonie. Wyznaję dobro, hedonizm i Boga,
ale takiego, który nie ześle na mnie pioruna, że raczę się poziomkami co na
cmentarzu rosną.
hedonistycznie pozdrawiam z norweskiego szezlonga.
OdpowiedzUsuń