środa, 1 sierpnia 2012

Piękni, Zdolni, Artstyczni

Nagroda Specjalna Burmistrza- moja.
Jeśli wydaje wam się, że misato zakochanych to Paryż to jesteście w błędzie! W kujawsko-pomorskimw XI wieku na wzgórzu wyrosło Chełmno. I oczywiście mogłabym się rozwodzić na temat krzyżaków  i menoitów za sprawą, których miasto rozrosło się tak jak rozrosło, ale nie o to chodzi. Samozwańczym miastem zakochanych stało się od 2001 roku, gdy za sprawą pana burmistrza wzięto się za promocje miasta. Co ma Chełmno?
a.       a.Gotyckie kościoły (wyjątkowo imponujące, obdrapane, zjedzone przez czas i przez to prawdziwe i klimatyczne)
b.      b.Jezioro Starogrodzkie (często zamykane przez sanepid)
c.       c.Relikwie św. Walentego

Co lubią turyści? Najbardziej to jezioro. Ale miasto żyć nie ma z czego, a po kościołach to nawet najwięksi zapaleńcy chodzić nie chcą. Tak więc uwieszono się na św. Walentym i CHEŁMNO- MIASTO ZABYTKÓW I ZAKOCHANYCH zostało hasłem promocyjnym. W ramach tego zorganizowano ogólnopolskie plener studentów architektury. Tak więc pojechaliśmy.

Dream team- piękni zdolni i zupełnie sobie obcy. Każde z innej bajki. Malowaliśmy z tego samego miejsca, z tym samym kadrem, a różnice były olbrzymie. Na postawie naszych obrazów można by zrobić niezłą psychoanalizę… A co najbardziej zabawne ten mix zadziałał, zaskoczył! I chociaż pierwszy dzień był cały czas swoistym badaniem gruntu, szukaniu i drobnych uprzejmościach, o tyle po kilku dniach okazało się, że za sobą przepadamy. Do tego stopnia, że aż nas Radom nie lubił w związku z faktem, że się izolujemy i nie chlejemy z bongo (lub inaczej zwanego leja). Urządzenie te jest tak potworne, że ja na nie patrzeć nie mogę i służy do szybkiego upodlenia się. Idea główne spić się tanio. Wlewa się więc przez gumową rurę z lejem wprost do gardła pół litra piwa. 

A wymyśliliśmy sobie że w sumie to jesteśmy artystami. Piliśmy więc tyle ile było, papierosy wychodziły jak cukierki, by potem z samego rana od 9 malować na mieście. I znów byłam artystką, siedziałam byle jak w wielkiej niebieskiej koszuli wymazanej farbami i krótkich szortach jeszcze bardziej pstrokatych farbami niż koszula, włosy spięte pędzelkiem, chustka na czole i papieros w ustach. Popiół sypał się na bruzdy świeżej farby, a oczy bolały od mrużenia i szukania kolorów. I wcale nie było mi wstyd, że chodzę brudna na nogach czerwoną farbą, że odrobina ultramaryny spłynęła mi po kostce, a za paznokciami mam kobalt. To były jak barwy wojenne, walka ze światłem, które uciekało co chwile i kolorem, który zmieniał się wciąż. Goniłam więc światła z lubością i zachwytem, gdy nasza opiekunka tłumaczyła jak uzyskiwać odpowiednie odcienie, jak labować, czy bawić się piórkiem. Wciągnęliśmy się w to na tyle, że jak na skrzydłach lecieliśmy by chlapać chodniki farbą, rozsypywać suche pastele i zalewać tęczową wodą trawę.

 Pijackie noce, powolne słoneczne poranki, nocne kąpiele w jeziorze i zachwyt, że jest tak. Wpadliśmy w rytm pracy, weszliśmy w swoje role w grupie, i zawiązywaliśmy między nami jak sznureczki różne uczucia w których się ostatecznie gubiliśmy. I tylko gdy rozstawaliśmy się na dworcu w Toruniu to chciałam skacowana trochę płakać, że już czas w swoją stronę. Swoje poczynania z pleneru dodaje chociaż stopniowo.

  I Nagroda- Wołodia Tsapuk (do do dodania na mapie Goryczko- Ukraina)

1 komentarz:

  1. Kobieto, coś cudownego.. Zazdroszczę talentu! Od zawsze o tym marzyłam - to, albo śpiewanie. Niestety, z niczym mi się nie udało ;)

    OdpowiedzUsuń

Co myślisz.