wtorek, 20 marca 2012

Kogo świerzbią nóżki.

Ale mnie świerzbią nóżki…  Usiedzieć nie mogę co oznacza że wścieklizna macicy powoli infekuje resztę ciała. Efekt cudownie wzmocniony zimnym jeszcze słońcem i odurzającym zapachem jaskrawo różowego hiacynta na stoliku. Tak, to stanowczo jest wiosna do tego astronomiczna, a jutro kalendarzowa. ( a może fazy księżyca też mają jakieś znaczenie?)

Z tej okazji ja biedna mała archistka stwierdziłam, że trzeba coś w życiu zmienić- zmądrzeć na ten przykład, zrobić prawo jazdy i schudnąć. W przeciwnym razie hormony mnie wykończą, lenistwo zrobi ze mnie budyń do reszty, a słodycze- kurę domową. Krok został więc podjęty. Zapisałyśmy się z Putkiem na prawo jazdy bo od czegoś trzeba zacząć. Codziennie przez dwa tygodnie zafundowałyśmy sobie po 2 godziny 15 minut strasznych nudów.
Co to jest jezdnia? 
Co to cofanie? (No dobra nie do końca wiedziałam akurat czego dowodem były zderzak taty w wakacje. Nie za bardzo wyczułam przestrzeń [ARCHITEKT od siedmiu boleści] i połamałam troszeczkę…)
Co to wymijanie? (No BŁAAAAAGAM)
Co to parkowanie? 
I inne pytania z serii „wyjątkowo trudne”.

Ponadto znajomy już typ na tych zajęciach się pojawił „nadgorliwy, nadpobudliwy”, który zaczął filozofować nad zastosowaniem migaczy na drodze jednokierunkowej. Miałam ochotę ołówek trzymany w swojej dłoni wbić mu  w jasną tętnicę pulsującą na karku właśnie za karę. Niedoszły morderca powrócił jednak do szkicowania drugiej połówki „nadgorliwego, nadpobudliwego” w celach relaksacyjnych.  Pomogło…  

Puszczono nam filmik z muzyką prosto z techno dyskoteki na Bukowcu. Z Bukowcem wiążę tylko miłe wspomnienia mojej niechęci do alkoholu, żelu we włosach w stylowych fryzurach na jeżyka, mojej cioteczki ślicznej, muzyki głośnej i bardzo rytmicznej oraz nocy ziemnej i czarnej wokoło. Film mimo to okazał się rewelacyjny. Zupełnie nieciekawy, stylistycznie ohydny, a mimo to przyjemny. Nagrywany w kochanej Warszawce, na placu manewrowym koło Auchana i na drogach Targówka, znanych z wypraw na zakupy. Bawiłyśmy się z Putkiem w zgadywanie co to za ulica, jaki zjazd, który zakręt i nie rozumiałyśmy zdziwionych spojrzeń „nadgorliwego, nadpobudliwego” i jego drugiej połówki, którzy nie rozumieli szeptanych okrzyków „O o o to przy Głębockiej!”.

Nie mogę się doczekać praktyki. Dlatego też mnie nóżki świerzbią. Co może okazać się zgubne dla mnie, instruktora, przypadkowego Krakowskiego pieszego (oni tu tak strasznie wolno chodzą…) lub niebieskiego tramwaju- niech ma za swoje. Tak gdzieś wyjechać! Tak się ruszyć! Tak! Może pójdę na spacer. A tyle mam do roboty dziś jeszcze. Ble. 

Al już niedługo MAJ. W maju Inżynier Kużda, Rude i Kicia jadą w Tatry pochodzić po schroniskach, nasłonecznić się w resztach śniegu, pozachwycać, poszukać kozicy i nadziwić jakie jesteśmy zdobywcze

Odurzający  hiacynt przed.


                                 Druga połówka "nadgorliwego, nadpobudliwego"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co myślisz.