poniedziałek, 26 marca 2012

Kładka była zła, skąpały się pieski dwa.

Nie będę tu robiła wykładu o mostach. Chociaż konstrukcja jest fascynująca! Profesor Doktór  Habilitowany Magyster Architektury bożyszcze Janusz Rębielak, człek ze wszech miar mądry wyjaśnił nam ku mojemu głębokiemu zaskoczeniu, że most to jest belka wieloprzegubowa! Czyli tą są takie położone na sobie klocuszki nawet nie przyklejone. A most jest utwierdzony do brzegu TYLKO z jednej strony! O zgrozo. Teraz ostrożniej chodzę przez mosty z dojmującym uczucie, że wystarczy, że mocniej skoczę, a on się przesunie. W każdym razie nie tylko z małej architektonicznej ciekawości, ale głównie z przypadku znalazłam się na MOŚCIE MARII CURIE SKŁODOWSKIEJ czyli MOŚCIE PÓŁNOCNYM. Po wielu bólach i latach w końcu udało im się go wybudować, choć nie obyło się bez ofiar. Niejaki pan prezydent skończył swój żywot, a to przecież on całym sercem „wspierał” ten projekt blokując kolejne przetargi i o mały włos nie został jego patronem, a także paru robotników spadło i było rannych co uniemożliwiło budowę na jakiś czas. Do tego jeszcze powódź, susza i inwazja komarów. Połowa plag  egipskich i wszystko przeciw. Trzeba więc był zbadać to wyczekiwane cudo.

A więc Kicia, Kiewel , były niedoszły, ora ja w nowych spodniach postanowiliśmy się przejść. Ludzi mnóstwo, nie da się przecisnąć, trzeba przeskoczyć czasem gdzieś za bramkę, by uniknąć podeptania pieska lub trzyletniej blondyneczki. Nie mogę jednak ukryć mojego wielkiego rozczarowania. Nie, nie imprezą, bo było wszystko- i balony, i muzyka (polskie hity), i światła i fajerwerki, i świecące się włosy, i parada starych samochodów, i dziewczynki udające pierwiastki chemiczne ( Maria Curie nie?!), i ludzie i wszystko jak trzeba tylko…. ten most. Od tak sobie kładka na Wiśle! Zero charakteru, nowoczesnej ciekawej formy. Zastanawiam się czy to przez oszczędności, czy może nadmiar praktyczności uderzył im do głowy, ale na pewno nie jest to Świętokrzyski, ani Siekierkowski, od taki zwykły żelbet i stal. Zawiodłam się strasznie. Tym bardziej, że niedawno napatrzyłam się na cudowny most który mają wybudować w Seulu- kształtem przypominający nartnika, wielopoziomowy, Most nie tylko jako sposób przemieszczania się prze rzekę, ale i miejsce publiczne- bo i biblioteka i kina, czytelnie, kawiarnie, przystanie, sklepy, galerie i Bóg wie co jeszcze. Więc jak sobie pomyślałam to cieszyłam się, że idziemy do centrum…

A tam nie powiem zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno, bo przyzwyczajona do Krakowskiej gorączki sobotniej nocy, taka cisza, na Starym Mieście, diabeł mówi dobranoc, a wiatr ma pętle na małym Rynku. Ostatecznie znaleźliśmy sobie miejsce w Harendzie i było miło. Miło do rana. Zegar przestawiony na godzinę później i moje wielkie zaskoczenie jak głośne są ptaki o 5 rano. Podobno zmęczona i zmarznięta, zanim położyłam się spać zdążyłam się wykąpać, najeść, poczytać i jeszcze wiele innych małych czynności. Gdyby Matik był niespał, wypomniałby mi znowu sytuacje z wyprowadzaniem Puszeczka i oszukiwanie biednych chłopaków bardzo mętnymi wymówkami.
Most jak most. Warto jednak się przejść, popatrzeć z kładki w odmęty Wisły, ewentualnie skoczyć i zasmuć się jak zwykle, że w Polsce praktycznie nie oznacza piękne…

Most Marie Curie Skłodowskiej- Warszawa



Most Paik Nam June arch. Byung Ju Lee Seul

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co myślisz.