A więc zapoznałam. Spotkałam.
Wreszcie przyjechała Marta więc pobiegłyśmy naturalnie na
ploty i jedzenie na miasto.
Wieczorem całe podekscytowane miałyśmy poznać swoich
francuzów. A że ułożono w nas pary damsko męskie, to przyznam się, że spędziłam
pół godziny na ubieraniu s- przebieraniu. Powód był dość prosty- najważniejsze
jest pierwsze wrażenie. Umówiliśmy się na Place de Comedie. Przyleciałyśmy
naturalnie spóźnione. A nasi mentorzy- z obstawą.
Swojego poznałam od razu. Jb- Żip- Jean Babtiste. Blondyn z
zarostem o lekko surferskim wyglądzie. Martowy Jean był wysokim i uroczym
brunetem o chłopięcych oczach. Bisous bisous- chociaż całowaniem to nie można
nazwać. We Francji przy powitaniu raczej przybija się piątkę policzkami wydając
przy tym przeciągłe cmok. Nie ważne czy jest się dwu metrowym drabem, czy czarnoskórym
pakerem i tak się trzeba przywitać. Wyobrażam sobie mojego brata Matika
cmokającego się z kumplami na boisku i za każdym razem się śmieję.
Na dzień dobry małe faux-pas. Zaczęłam od cmokania słodkiego
Jeana na którym jakoś skoncentrował się mój wzrok. Drobna brunetka skwasiła się
nieznacznie. Potem obie towarzyszki dał nam chwilę na poznanie się Więc szliśmy
wąskimi uliczkami Montpellier jak wycieczka. Z przodu dwie panie z tyłu mentor-
polka, mentor- polka.
Wpadłam w dzikie francuskie gadulstwo. Tak jakby miesiąc,
który spędziłam w Cap Ferret był zakonem z klauzulą milczenia. Podsycało mnie
zrozumienie w oczach Żipa i jego kolejne pytania. Sukcesy konwersacyjne
podnosiły moje morale. Więc byłam jeszcze bardzie rumiana z emocji, jeszcze
weselsza i jeszcze głośniejsza, co spotkało się ogólną sympatią nawet ze strony
obstawy. Połówka Żipa- nazwijmy ją roboczo Mewa, (gdyż jej imię brzmiało
podobnie) była krępą, ładną, zadbaną brunetką i chyba wykluczając mnie jako
zagrożenie i widząc moją otwartość rozmawiała ze mną sympatycznie. W małym klimaty
cym barze postawili nam piwo z brzoskwiniowym sokiem i zagadali chwilę. Szalonej imprezy nie było.
Ale był to miły wieczór- organizacyjno-zapoznawczy. Chociaż Marta potwierdziła
że pijemy dużo i czystą (alkoholiczki), że
ktoś tam wciągał dezodorant przez serwetkę (tanie ćpunki) oraz Francuzi
są uważani w Polsce za egoistów (bez komentarza).
Żip bardzo się poczuwa do swojej roli. Martwi się i zastanawia
nad wszystkim. Zorganizował nam wypad na plażę, zabiera mnie jutro do szkoły i
wyrobić legitymacje i kartę miejską i telefoniczną i wszystko. A do tego
obiecał mi wycieczkę architektoniczną po nowoczesnym budownictwie Montpellier.
Więc go już kocham jak brata. Jego Mewę też lubię. I aż szkoda że nie była dziś
z nami na plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co myślisz.