Co
się we Francji jada.
O
Francji w kwestiach kulinarnych myślimy często jedynie w kategorii serów i
wina, bagietek i croissantów. Faktycznie
w każdym najmniejszym sklepiku znajdziecie szeroki wachlarz najróżniejszych
win, i dość bogatą ofertę serów, warto jednak zapuścić się na głębsze kulinarne
wody i nie ograniczać się jedynie do tych podstawowych symbolów Francuskiej
kuchni.
Najbardziej
ekstremalnym przysmakiem jaki próbowałam były ostrygi-huître. Bassin d'Arcachon koło
którego spędziłam sierpień słynie z tych owoców morza i eksportuje je do innych
krajów w postaci małych zarodków, które dojrzewają w regionalnych wodach innych
państw. By ostryga dojrzała do zjedzenia musi mieć co najmniej 3 lata. Nie, nie
jest gotowana. Jest zjadana na surowo jeszcze żyjąc- wtedy jest najlepsza.
Rodzina u której mieszkałam zajadała się górami tych muszlowców. Eleganckie
stosiki leżały na lodzie udekorowane ćwiartkami cytryny. Ostrygi zamawiane z restauracji są już zazwyczaj otwarte.
Francuzi do jedzenia ich używają specjalnych małych pół okrągłych widelczyków,
lub po odcięcia mięśnia przy skorupce wypijają wraz z wodą. Ich smak porównuje
się do morskiej bryzy. Faktycznie jest zimna i słona. Ja określiłam to bizarre,
Izabella zaś interesant.
Bassin d'Arcachon hodowla ostryg |
Jeśli
jesteśmy przy owocach morza… Mule to bretońskie danie. Izabella mój specjalista
twierdzi, że wszystko co bretońskie jest pyszne. Faktyczne mule są smaczne.
Czarno, granatowe skorupki pod wpływem gotowania otwierają się, pokazując
wewnątrz jasne delikatne mięso. Te które jadłam były podawane w
kremowo-maślanym sosie, który cudownie wyjadało się maczając w nim bagietkę. Smaku jednak nie można porównać do kurczaka
czy ryby. Mięso ma delikatną strukturę i konsystencję, słone, słodkawe w
ostatnich nutach na języku.
Quiche.
To francuskie ciasto na słono. I nie jest to ciasto które można by porównać z
kruchym ciastem na tarte jakie przywykliśmy przygotowywać w Polsce. To tak
jakby połączeni ciasta francuskiego i kruchego, o bardzie zwartej konsystencji.
To tych najbardziej znanych należy Quiche Lorraine, który jest chyba
najbardziej podstawowym z serem. Ale wartym spróbowania jest Quiche Chevre z
kozim serem. Chociaż za kozim serem nie szaleje to w tym wydaniu bardzo mi smakowo
wał. Jako pomysł na lunch, idealne bo bardzo pożywne, często z warzywami. Po ugryzieniu
wylewa się z niego soczysty sok z warzyw które są wewnątrz. Polecam na zimno.
Po podgrzaniu ciasto traci swoją chrupkość i sprężystość, a subtelne i
chrupiące danie zmienia się w rozmokłą papkę.
Gallete- jeśli sobie to właśnie tłumaczycie na naleśniki, to jesteście w błędzie. Faktycznie wyglądają podobnie, ale jest jedna podstawowa różnica- mąka. Ta używana do zwykłych naleśników jest po prostu pszenna. Ale nie w przypadku gallete. W restauracjach specjalizujących się tym daniem można wybrać spośród wielu różnych propozycji nadzienia w naszym guście, zawsze na słono. Widziałam w karcie nawet takie, których jednym ze składników był beurre d’escargots czyli masło ze ślimaków. Nie zdecydowałam się. Trochę żałuję. gallete podaje się je złożone w zgrabny kwadracik w towarzystwie cydru. Próbowałam dwa smaki tego dania. Pierwszy- cztery sery. Bardzo sycący pyszny i słony. Mój drugi raz był ze szpinakiem i jajkiem, żółtko jeszcze surowe rozpływało się po przebiciu delikatne błonki. Ale niestety ten wybór był nieudany ze względu na ciasto, które zamiast chrupiące kleiło się do talerza. Słabą wybrałyśmy Crêprie w Arcachon.
Crêpe- nie mylić z to naleśniki na słodko. Narodowym deserem są crêpe z Nutellą, ale świetne są też z cukrem, słonym karmelem czy kremem z kasztanów. Chociaż krem z kasztanów to ja bym mogła w każdej postaci- najlepiej sauté.
Cannelés Bordelais słodkie mała zakalce prosto
z Bordeaux. Kształtem przypominają małe babki wielkanocne. Są to jednak
ciasteczka na bazie rumu o sprężysto-chrupiącej skartelizowanej skorupce. Smakiem
przywodziły mi na myśl figę, chociaż w tej refleksji byłam osamotniona.
Macaronse-
cecha podstawowa są po prostu piękne. Francuzi mają ich w milionach kolorów i
kochają je za idealny kształt, piękne kolory i burżuazyjny charakter. Są to
drogie cacka do jedzenia. Maleńkie ciasteczko to koszt 1 euro. Sam cukier i słodki krem pomiędzy w smaku jaki zapragniesz. A wszystko to 3
sekundy tęczowej radości. Te ciasteczka są tak ściśle powiązane z francuską
kulturą, że na stałe weszły jako motyw do mody w postaci dodatków. I tak można
mieć srebrną bransoletkę z motywem, torebkę, zawieszkę, breloczek.
O
innych odkryciach będę informować na bieżąco.
Tym
czasem jak na studentkę przystało zajadam się jogurtem naturalnym.
Bon
appetit!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Co myślisz.