A więc stało się. Opuszczam moja małą kawalerkę na
sławkowskiej. Zamiast tego Aleja Trzech Wieszczów. A moje nowe mieszkanie
mieści się na ładnym osiedlu modernistycznym na słowackiego.
Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie mapę Krakowa. W samym
centrum stare miasto i pierwsza „oponka”- Planty. Za nimi średniowieczny Kraków
przechodzi płynnie w śliczne secesyjne kamienice. Każdy ich detal w wąskich
uliczkach jest majstersztykiem. Trzeba tylko podnieść głowę w górę. A wtedy na
fasadach kamieni można zauważyć liryczne sceny, wiotkie kariatydy, umięśnionych
atlasów, wijące się wzory roślinne, które niemalże spływają z gzymsów,
zwierzęta, i jak na torcie piętrzą się kamienne-żywe, delikatne i drżące liście.
Wykrzywione lub uśmiechnięte w jakimś błogim uśmiechu kobiece twarze, których włosy
jakby mokre przyklejają się do kamienia. Maleńkie dołeczki odciskają się w ich
miękkich twarzach ze skalanej materii. Zadzieram głowę, aż mnie boli. Niektóre
budynki płaczą złażącym tynkiem, z balkonów w deszczowy dzień spływa rdzawa
woda kapiąca na głowę przechodniom- i nikt się na nie gniewa.
A potem dochodzimy do drugiej „oponki”- obwodnicy, która
jest protestem. Niemym krzykiem przeciw uśmiechniętym pannom przyklejonym do
muru. Te same proste bryły kamienic obdarte są z całej ozdobności. Bez wijących
się nad oknami pnączy z kamienia, bez pięknych pawi, lwów i liści, bez
okrągłych okien, piętrzących się zawijasów. Nic.
To już architektura powojenna. Zmyślnie zaprojektowana, ale
skromnie. To tak jakby białe suknie- torty z całą plątaniną koronek, guziczków,
taft, kwiatów, złota, broszek, kokard, cekinów i długich ogonów zastąpić małą
czarną chanelką. I jest to tak wspaniale płynne jakby to po prostu rzeka
przechodziła w morze. Naturalnie,
stanowczo, ale będąc wciąż tą samą materią. Takie są Aleje. Dwupasmowa jezdnia,
przedzielona szerokim pasem zieleni po których wyprowadzane są psy starszych
pań. Jak zwykle źle zsynchronizowane światła, każą biec przez przejście jeśli
chcesz zdążyć przed czerwonym. Ale to Kraków- tu nikt się nie śpieszy, więc
biegnę po Warszawsku, więc sama.
Kiedyś zamiast ulicy stały wysokie wały obronne, w czasach
gdy Kraków miał być jeszcze twierdzą, potem w duchu nowoczesności „pędziła” ciężka
lokomotywa którą zapewne w stronę Zakopanego jechała bohema artystyczna
Krakowa. Znudzone damy palące zwijane
papierosy, w tej całej plątaninie tkaniny czytając najnowsze „roman” w
przedziale patrząc z pod pół przymkniętych powiek na biedne „obrzeża”.
A potem 1910 roku prezydent miasta Krakowa Juliusz Lea
ogłosił konkurs na nowy wygląd tej przestrzeni. Wygrali go znani
architekci Józef Czajkowski, Władysław Ekielski, Tadeusz Stryjeński, Ludwik Wojtyczko
i Kazimierz Wyczyński. Krasińskiego i Słowackiego to głównie ulice
mieszkaniowe. Kiedyś były to luksusowe i nowoczesne osiedla dość niskich
bloków. O zgrozo miały doprowadzoną kanalizację, co było w tamtych czasach
nadal było rzeczą niezwykłą i wyjątkowo zbytkową. Często posiadały także windy!
Większość z nich wśród nich także moje osiedle zbudowane jest na taki sposób by
zapewnić pewną ułudę prywatności. Dlatego jest systemem trzech czy czterech
równoległych lub prostopadłych bloczków z zielonym podwórzem- przestrzenią
dospołeczną. Te małe enklawy na ulicy Mickiewicza sąsiadują z wielkimi gmachami
AGH, Muzeum Narodowego, wydziały UJ, Gmach Biblioteki Jagiellońskiej, Muzeum
Antropologii i innymi. Wielkie z jasnego kamienia, ciężkie i monumentalne. I
tak będę mieszkała.
Walczę z pudłami, książkami i ciuchami. I żal mi tylko
troszeczkę tej mojej ciasnoty, gdy zdzieram ze
ściany zdjęcia z listopadowej „komuny krakowskiej”. Tulę się do zimnego
kaloryfera odkręcam półki ze ściany i po raz ostatni opalam się na moim małym
balkonie z widokiem na kościół św. Marka i wielki dąb. Słońce odbija się od czerwonych
dachówek i iskrzy w srebrnej rurze wentylacji.
Bien.
Partir c’est en peu Mourir.
aiaiaia. jest mi tak smutno jakbym sama tam mieszkała i miała się wyprowadzic! :( strasznie przemiłe było to mieszkanie i idealne na komunę krakowską!
OdpowiedzUsuńCzekam na zdjęcia nowego mieszkania! Przybywam całkiem niebawem!