Otóż wyjeżdżam na 10 dni malować na plener do Chełmna jedynie w całości zachowanego miasta o średniowiecznym zabudowaniu. To podobno też miasto zakochanych, a to się dopiero okaże. Czemu zakochanych? Gdyż w jednym z kościołów posiadają relikwie św. Walentego. Przywiozę wam rysunki i trochę historyjek. Tymczasem Adieu.
sobota, 21 lipca 2012
piątek, 20 lipca 2012
Porzucam
A więc stało się. Opuszczam moja małą kawalerkę na
sławkowskiej. Zamiast tego Aleja Trzech Wieszczów. A moje nowe mieszkanie
mieści się na ładnym osiedlu modernistycznym na słowackiego.
Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie mapę Krakowa. W samym
centrum stare miasto i pierwsza „oponka”- Planty. Za nimi średniowieczny Kraków
przechodzi płynnie w śliczne secesyjne kamienice. Każdy ich detal w wąskich
uliczkach jest majstersztykiem. Trzeba tylko podnieść głowę w górę. A wtedy na
fasadach kamieni można zauważyć liryczne sceny, wiotkie kariatydy, umięśnionych
atlasów, wijące się wzory roślinne, które niemalże spływają z gzymsów,
zwierzęta, i jak na torcie piętrzą się kamienne-żywe, delikatne i drżące liście.
Wykrzywione lub uśmiechnięte w jakimś błogim uśmiechu kobiece twarze, których włosy
jakby mokre przyklejają się do kamienia. Maleńkie dołeczki odciskają się w ich
miękkich twarzach ze skalanej materii. Zadzieram głowę, aż mnie boli. Niektóre
budynki płaczą złażącym tynkiem, z balkonów w deszczowy dzień spływa rdzawa
woda kapiąca na głowę przechodniom- i nikt się na nie gniewa.
A potem dochodzimy do drugiej „oponki”- obwodnicy, która
jest protestem. Niemym krzykiem przeciw uśmiechniętym pannom przyklejonym do
muru. Te same proste bryły kamienic obdarte są z całej ozdobności. Bez wijących
się nad oknami pnączy z kamienia, bez pięknych pawi, lwów i liści, bez
okrągłych okien, piętrzących się zawijasów. Nic.
To już architektura powojenna. Zmyślnie zaprojektowana, ale
skromnie. To tak jakby białe suknie- torty z całą plątaniną koronek, guziczków,
taft, kwiatów, złota, broszek, kokard, cekinów i długich ogonów zastąpić małą
czarną chanelką. I jest to tak wspaniale płynne jakby to po prostu rzeka
przechodziła w morze. Naturalnie,
stanowczo, ale będąc wciąż tą samą materią. Takie są Aleje. Dwupasmowa jezdnia,
przedzielona szerokim pasem zieleni po których wyprowadzane są psy starszych
pań. Jak zwykle źle zsynchronizowane światła, każą biec przez przejście jeśli
chcesz zdążyć przed czerwonym. Ale to Kraków- tu nikt się nie śpieszy, więc
biegnę po Warszawsku, więc sama.
Kiedyś zamiast ulicy stały wysokie wały obronne, w czasach
gdy Kraków miał być jeszcze twierdzą, potem w duchu nowoczesności „pędziła” ciężka
lokomotywa którą zapewne w stronę Zakopanego jechała bohema artystyczna
Krakowa. Znudzone damy palące zwijane
papierosy, w tej całej plątaninie tkaniny czytając najnowsze „roman” w
przedziale patrząc z pod pół przymkniętych powiek na biedne „obrzeża”.
A potem 1910 roku prezydent miasta Krakowa Juliusz Lea
ogłosił konkurs na nowy wygląd tej przestrzeni. Wygrali go znani
architekci Józef Czajkowski, Władysław Ekielski, Tadeusz Stryjeński, Ludwik Wojtyczko
i Kazimierz Wyczyński. Krasińskiego i Słowackiego to głównie ulice
mieszkaniowe. Kiedyś były to luksusowe i nowoczesne osiedla dość niskich
bloków. O zgrozo miały doprowadzoną kanalizację, co było w tamtych czasach
nadal było rzeczą niezwykłą i wyjątkowo zbytkową. Często posiadały także windy!
Większość z nich wśród nich także moje osiedle zbudowane jest na taki sposób by
zapewnić pewną ułudę prywatności. Dlatego jest systemem trzech czy czterech
równoległych lub prostopadłych bloczków z zielonym podwórzem- przestrzenią
dospołeczną. Te małe enklawy na ulicy Mickiewicza sąsiadują z wielkimi gmachami
AGH, Muzeum Narodowego, wydziały UJ, Gmach Biblioteki Jagiellońskiej, Muzeum
Antropologii i innymi. Wielkie z jasnego kamienia, ciężkie i monumentalne. I
tak będę mieszkała.
Walczę z pudłami, książkami i ciuchami. I żal mi tylko
troszeczkę tej mojej ciasnoty, gdy zdzieram ze
ściany zdjęcia z listopadowej „komuny krakowskiej”. Tulę się do zimnego
kaloryfera odkręcam półki ze ściany i po raz ostatni opalam się na moim małym
balkonie z widokiem na kościół św. Marka i wielki dąb. Słońce odbija się od czerwonych
dachówek i iskrzy w srebrnej rurze wentylacji.
Bien.
Partir c’est en peu Mourir.
wtorek, 3 lipca 2012
Smok jaki jest każdy widzi.
Jak w każdej bajce cała historia zaczyna się od dawno dawno
temu. Całą reztę każdy z nas zna. Jest
król Krak, smok co mieszka w jamie pod Wawelem i pożera dziewice i sprytny Szewczyk
Dratewka zapewne z ulicy szewskiej.
Historia dalej się komplikuje- bo dlaczego Smok zjada owcę wypchaną
siarką zamiast powabnej białogłowy? I dlaczego chce mu się pić? Mój domowy
ekspert- Ruda, zapytana o szkodliwość siarki poinformowała mnie że w kontakcie
z organizmem pełnym wody powinien powstać siarko-wodór czyli kwas. Naszego
smoka powinno więc wypalić a nie wysuszyć. Jest też inna Studencka wersja
dotycząca zgoła innego siarczanu- trudno aktualnie określić gatunek ale może być
to Sangria lub Owocowy Dzban. To by wyjaśniało nagłą suchość i pragnienie. Smok
rzucił się w stronę Wisły i pił tak długo aż pękł. Dratewka dostał królestwo, córke
króla i wieczną sławę.
Pierwsze źródła pisane dotyczące
bestii sporządził Wincenty Kadłubek nazywając go- olofagiem- czyli całożercą.
Mord zaś potwora przypisuje Krakowi. I
to właśnie smok a nie domniemany bohater dostał pomnik.
Teraz pomnik dzieła Bronisława
Chromego zionie ogniem, cieszy
dzieci, ściąga turystów i pieniądze. I na tym by było koniec gdyby nie drobny
szczegół. Niewszyscy wiedzą że zwłoki mitycznego denata można podziwiać i na własne
oczy się przekonać o prawdziwości calej historii.
Jak obronić miasto przed siłami szatana. Ustrzec trzódkę
biskupa przed działaniem zła?
Średniowieczni mieszczanie wpadli na świetny pomysł. Złego
diabli nie biorą więc na katedrze powiesili kości potwora. Dotąd można je oglądać wiszące na wielkich łańcuchach. Mówią że gdy
kości spadną nastąpi koniec świata. Może
właśnie dlatego tak często łańcuch są doglądane przez konserwatorów zabytków.
Niewiele osób wie też, że smocza jama była także jaskinią rozpusty
i w XVII wieku mieścił się tam regularny burdel. Potem słynna na całą Europę
winnica. I tylko żal serce ściska że dni tego przybytku minęły.
Skała na której stoi Wawel a w której mieszkał potwór jest
jak ser szwajcarski. Bardzo sprytne gdy trzeba z zamku uciec tak by nikt cię
nie widział. Zimne, ciemne tunele i korytarze wija się w nieskończoność i dotąd wszystkich nie zbadano. Z gniazda potwora zrobiła
się atrakcja turystyczna… I tunelami wędrują wycieczki, rodzice i rozwrzeszczane maluchy, emeryci i japońscy turyści. Szczególnie teraz gdy Kraków jest patelnią musi być to miła wycieczek ze względu na panujący wewnątrz chłód.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Etykiety
- ARCHItektura (4)
- Francja (7)
- Francja w BD (1)
- Frankofilia (2)
- Krakowznawczość (13)
- Kuchenna Architektura (1)
- Lwów (2)
- Malarstwo (3)
- Podróże (8)
- Porto (1)
- Portugalia (1)
- SZkice (12)
- SZtuka (4)
- Tomaszów (1)