Znana
zasada mojej mamy- JAK UMYJESZ OKNA TO WTEDY ZAWSZE PADA nieodmiennie jest
aktualna. To na pewno klątwa rodzinna. Przyszła wiosna więc wymyśliłam sobie
porządek i mam za swoje. A mówili że będzie brzydko! No, ale ja jak zwykle
znowu nie o tym.
Kraków
jak wspomniałam zalał deszcz, biedne fioletowe krokusy, które wybiły swoje
łebki z twardej ziemi, nie rozłożyły się nawet, z tej wilgoci i stoją sztywne i
smutne w błocie. Poprzedniego dnia przysypał je grad wielkości zielonego
groszku, więc nie warto ruszać się z domu bez czerwonej parasolki. Więc z
czerwoną parasolką i z Rudą poszłyśmy do kina. Na „Ostatnią miłość na świece”-
film sensualny, przyznaję się, ja nieczuły głaz miałam piekące łzy, które jakoś
się tak lały, a że pogoda wspierała dodatkowo…
Ale
i nie tylko dlatego polały się me łzy czyste, rzęsiste. Siedząc w moim ulubionym
kinie ARS, zdałam sobie nagle sprawę, że to koniec i niedługo moje pozdzierane
obcasy tam już nie staną. Studyjne magiczne i klimatyczne kino, w którym
śmiałam się głośno, zasłaniałam oczy ze strachu, wtapiałam się w fotel etc. MA
ZOSTAĆ ZAMKNIĘTE.
Ale
zacznijmy od początku.
Kino
Ars mieści się w
narożnej kamienicy przy ul. św. Jana i św. Tomasza na Starym Mieście. Powstało w miejscu kina Sztuka z 1916 roku.
Zamkniętego 1980 roku. ARS powstał 1995 roku i już (niech ja policzę) od 17 lat
istnieje. Jego nazwał wzięła się od Sal Kinowych Aneks Reduta i Sztuka. Jest
jeszcze maleńka sala Studio w której są tylko cztery rzędy i ekran wysoko pod
sufitem. Każda z tych sal ma własny unikalny charakter nie spotykany już w
żadnych ohydnych multipleksach i jest jeszcze miejscem, które można nazwać
prawdziwym kinem w pełnym tego słowa znaczeniu. W Sali Reduta nie można jeść.
Nie szeleści nikt chipsami i nachosami, nie bulgocze Cola i nie siorbią
małolaty. Nie spotkałam tam jeszcze żadnych komentujących głupio, charczących
durnowato i klaszczących w trakcie. Jest to właśnie to kino gdzie Urszula
wchodzi nie płacąc za bilet, a w powietrzu unosi się jak by to powiedziała pani
Aldoory „fluid artyzmu” Wieczorami pełne sale, długie kolejki do dwóch ledwie
kas i maślany zapach popcornu bez wielkich tekturowych pudeł. Tam ludzie wciąż
chodzą „ubrani” do kina. A filmy są
mieszane, ale zawsze dobrze dobrane. Nie tylko te wyjątkowo offowe i
artystyczne, ale i te mądrzejsze popularne. Do tego spotkania z aktorami,
reżyserami, festiwale i cykle, tanie bilety i świadomość, że idąc do kina w
sumie robi się coś ważnego.
Co więc się stało? ARS
cieszy się wielką popularnością w całym Krakowie, odchodzi się już od
błękitnych, wielkich i ordynarnych multipleksów- ludzi dużo, a jednak
puszczanie mądrych filmów nie jest opłacalne. ARS (kochany) nie puszcza reklam
przed seansami. Niedostaje więc za to pieniędzy. Żyje tylko z seansów, na które
bilety są stosunkowo tanie. (Teraz wszedł cykl SZTUKA ZA 5ZŁ na ten przykład)
A właściciel kamienicy
(człowiek widocznie zły i podły, a do tego głupi) dogadał się z Carrefourem.
Pozostała tylko sprawa jak wykurzyć kino z lokalu który chce się wynająć za
lepsze pieniądze… Bardzo proste. Podnieść czynsz o 100%. Oczywistym stało się,
że zapłacenie takich pieniędzy nie było możliwe. Kino więc zostanie zamknięte,
a w tym miejscu gdzie ja płaczę staną długi sklepowe pułki. I tak oto jak
zwykle idea przegra z konsumpcjonizmem. Więc Spacerując po Krakowie, spluńcie w
miejsce gdzie wisieć będzie szyld francuskiego supermarketu, pomyślcie czule o właścicielu
kamienicy (można też w myśli po francusku coś ładnego powiedzieć) i poszukajcie
sobie innego miejsca by się ukulturalnić.