poniedziałek, 7 maja 2012

Góry i Chochoły


Architektura ma w sobie wiele z natury. I to jest jakaś taka moc  przy której człowiek czuje się mały. Takie rzeczy trzeba poczuć dotknąć i zbadać. Bo coś co jest trwałe, wielkie , mocne i wieczne jest i cenne. Więc gdy się wchodzi w świat tak niezwykły bo zdaje się niezniszczalny- łatwo stracić głos i głowę. Przy okazji można zwiedzić kamienno drewniane zakamarki schronisk w trzech najpiękniejszych dolinach Polski, pospać na brudnej i twardej skrzypiącej podłodze, opychać się bez wyrzutów sumienia paskudnym jedzeniem w proszku pogryzając w przerwach czekoladę, spać na śniegu w pełnym słońcu i zachwycić tak zupełnie zwyczajnie

Dolina Chochołowska była zasypana, obsypana fioletem kwitnących krokusów o wątłych delikatnych listkach i twardych zielonych łodyżkach. Ludzie pokładali się obok nich i fotografowali w pozycjach różnych i chuchali na blady fiolet, a ich zmęczone kielichy pod koniec dnia wyglądały jak delikatna bielizna wyciągnięta z pralki. Wymięte i zmęczone płatki opadały pod różnych kątem. Sztywne i takie dotąd proste łodygi gięły się jak sosny na słońcu, a żółciutki pyłek pręcików sypał się wokół nie powstrzymanie.



Wdrapałyśmy się na Grzesia, oblodzonego i zaśnieżonego z którego pierwszy raz na własne oczy zobaczyłam góry.


Schronisko zdawało się niewielkie, ale okazało się być czteropiętrowym kolosem, labiryntem drzwi i korytarzy sprytnie schowanymi za frontową elewacją i wciśniętymi w las i zbocze. Taka przestrzeń zdawała się ciepła i przytulna, w nocy zaś okazała się niemal mroźna i trzęsłyśmy się w swoich śpiworach, na sosnowej podłodze.

Przed wielkimi drzwiami wejściowymi mały taras z widokiem na dolinę. Z wygodnym murkiem na którym można się było położyć by oglądać bezdenną otchłań nieba i mrugające jak szalone kule dyskotekowe gwiazdy. Wieczór pachniał śniegiem, nagrzaną słońcem wilgocią i ciemnością pełznącą z gór. Wyczuwało się dreszcz nieuniknionej nocy i i lepkość strachu który biegł  na myśl o tym ciemnym, przerażający i nieznanym królestwie wilków i niedźwiedzi. Świecie dla ślepców- tak sensualnym i czarnym.

A z pośród drzew, chropowatej kory, plątaniny gałęzi nawoływała do dziupli sowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co myślisz.