poniedziałek, 16 września 2013

Perturbacje- komunikacje

Po pijaku miesza się w głowie. 
Nie wiadomo dlaczego człowiek biegnie za kimś kogo nie zna bo wygląda znajomo, sika w krzakach lub całkiem po hiszpańsku między samochodami jak już nie ma innej możliwości. Po tradycyjnym botellon (hisz. picie na ulicy) można się kąpać w fontannie (moja specjalność), całować z nieznajomymi, rozbijać butelki, tłuc szyby, rozbierać się, wyzywać jakiś facetów od salope (co nie jest mądre na pustej ulicy) i wiele innych aktywności. Wszystko to można robić. Ale jedno jest całkiem pewne. W Montpellier nie można pomylić tramwaju. Gdy przypominam sobie ile razy zajechałam w Krakowie, nie tam gdzie chciała, ile to razy tramwaj skręcił (moim zdaniem) nie tam gdzie powinien, oraz ilekroć warszawski autobus wywiózł mnie na koniec świata- to z tych kilometrów uzbierał by się obwód kuli ziemskiej.

W Montpellier  funkcjonują tylko cztery linie, a każda  z nich ma swój własny kolor. Każdy tramwaj wygląda jak długi cukierek w charakterystyczny wzór i nawet gdy widzisz podwójnie, albo nic nie widzisz gdyż właśnie włosy wpadają ci w oczy, lub właśnie zapomniałaś soczewek to nie sposób pomylić niebieskiej linii numer 1 w jaskółki z linią numer 4 całą w pstrokate kwiatki. Ile w tym celowości trudno powiedzieć. Ale już cieszę się na powstającą linię 5 tylko ze względu na „dizajn”.

Chociaż, wiele rzeczy jest zrobionych z tą komunikacją przyzwoicie- prócz ceny biletu  i braku (całkowitego braku!) nocnej komunikacji. Po ostatnim spacerze bolą mnie jeszcze nogi.Cena jedno-przejazdowego biletu to 1.40 euro. Zdzierstwo. Za 35 euro miesięcznie mam w pakiecie- wszystkie linie tramwajowe, autobusowe oraz rowery (do godziny za darmo). 
Ale „C’est la vie”

Za tą cenę mam śliczną kartę miejską zaprojektowaną przez Lacroix.

Ach tak zapomniałamWracając jednak do alkoholu. Francuzi piją niedużo i rzadko się mocno upijają. Chociaż często biorą udział w apero. Jest to skrót od apperitif  nie oznacza to jednak jednego kieliszka przed obiadem w celu wzmocnienia apetytu, ale spotkanie nie formalne i  formalne, które będzie zakrapiane alkoholem. Takie  wieczory są organizowane co tydzień u mnie w szkole (!!!)- ENSAM. Inicjatorem jest pani Sabine, która zajmuje się życiem uczelnianym. A jeśli suszy was w trakcie wykładu można skoczyć do kafejki szkolnej i tam kupić sobie kieliszeczek czerwonego Bordeaux. Francuzom wystarczy odrobina wina od razu są rozmowni. Można u nich rozróżnić dwa stany upojenia alkoholowego:

1.      Ivre- pijany
2.      Gris-„être gris” – to stan miły, bardzo pijany.
3.      Noir- „être noir”- to stan zły, parterowy



Picie wina jest tu dozwolone już od 16 roku życia, ale młodszym członkom podaje się je do stołu w rozwodnionej formie. Czy wy też wykradaliście z barku rodziców wedlowskie „baryłki”? Gdybym dostała jedną taką do ręki wcale by mi nie smakowała, ale że ją wykradłam była przepyszna. Może stąd fenomen średnio zalanych francuzów, a może to kwestia przyzwyczajenia.

Jest jedno ładne powiedzenie francuskie:

Soûl comme un Polonais- pijany jak Polak. Jest to jednak stan gody pochwały bo dotyczy osoby która dużo wypiła a mimo to zachowuje trzeźwość umysłu i sprawność fizyczną. Czyli potrafi zrobić jaskółkę po 0.5 litra. Rzadziej dotyczy też osoby o niezwykłej brawurze lub odwadze. Jest kilka wersjo etymologii tego powiedzenia i aż dwie z nich przypisują  te słowa Napoleonowi. Więc się utarło.

O i jeszcze informacje o winie. Naturalnie można jak mój przyjaciel Kajka szukać doskonałych szczepów i wybierać wina wytrawne w cenie 20 euro za butelkę, albo tak jak my upodobać sobie wino owocowe Pamplemousse i cieszyć się pełnią szczęścia. Za to słabe upodobanie alkoholowe dziękuję ci Izabello. O tego magicznego trunku można też spróbować w Polsce. Widziałam w jednym sklepie. Tutaj kosztuje tyle co litrowa woda z mniejszego sklepiku. Żanetka Leta poleca.

Salut!- wychodzę na rozwodnione piwo za 10 zł.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co myślisz.